25 września 2012

003 - Dora

 W moim życiu nigdy, przenigdy nie będzie normalnie.
  Ostatnio był u nas w barze niesamowity koleś. Był wprost powalająco przystojny, sprawiał wrażenie takiego, co nie pozwoli sobie chuchnąć nieodpowiednio na ciuchy. Może trochę pedalski z tymi ulizanymi, kruczoczarnymi włoskami, równiusieńkimi i śnieżnobiałymi ząbkami, ale jednak miał w sobie to… coś. Dawno się nikim tak nie zafascynowałam. Co lepsze, kiedy już się co nieco wstawił, zaczął do mnie zagadywać. Do mnie, nie do wiecznie podrywanej Karoliny, długonogiej blondynki ze sporymi cyckami, tylko właśnie do mnie. Siedział w barze bardzo długo, porządnie się wstawił… kiedy już został tylko on i grupa przyjaciół opijająca… coś bliżej nieokreślonego, a ja wysprzątałam już całą salę, nieznajomy zaprosił mnie do swojego stolika. Nie bardzo mając co robić, przysiadłam się. Mówił wiele, jednak był już na tyle nietrzeźwy, że zrozumiałam jedynie, że nazywa się Artur i że jest bardzo nieszczęśliwy. No tak, do baru zazwyczaj przychodzą dwa rodzaje ludzi - ci załamani i ci wniebowzięci. Ot, ze skrajności w skrajność. Artur był chyba pierwszym mężczyzną, który będąc po takiej ilości alkoholu, nie zaczął się dobierać do żadnej z dziewczyn będących w barze. Jedynie tak przeciągle na mnie patrzył, jakby chciał coś powiedzieć… a ja mam dziwne wrażenie, że skądś go znam. Zazwyczaj kiedy przeczuwam coś takiego, okazuje się, że albo z takim delikwentem spałam, albo brał ode mnie dragi. Ale tym razem jestem pewna, że to ani jedno, ani drugie…
  Co więcej, okazało się, że tamtej nocy, kiedy w barze był Artur i “rozmawialiśmy”, Mongoł miał ochotę mnie odwiedzić. Stęskniony kochanek, kurwa. Zobaczył, jak rozmawiam z tym chłopakiem i poszedł. Nawet go nie zauważyłam. Dopiero następnego dnia, kiedy miałam nockę w burdelu, tak dla odmiany, przyszedł i mnie wynajął. Zazwyczaj tego nie robił. Wierzył, że jest takim super romantykiem i uda mu się jednak najpierw załatwić randkę, a dopiero później ze mną przespać, co jednak nie przeszkadzało mu wziąć mnie po pijaku parę razy w obroty. O jego pobycie w barze dowiedziałam się, gdy rozwalił się na łóżku i nie raczył mnie nawet tknąć. To akurat okazało się być dopiero preludium, bo zrobił mi takie wyrzuty, jakbym zabiła mu matkę (choć sądzę, że akurat on by się nie zmartwił czymś takim, skurwiel). Co więcej, zaczął mnie bić. Ten chuj naprawdę uważa mnie już za swoją własność! Cwaniak, lał mnie tak, żeby nie zostawić śladów. Zaczęłam się drzeć, więc przybiegły dziewczyny. Zadzwoniły po Szefa, ale zanim on przyjechał, Mongoł zdążył uciec. Szef obiecał, że naprostuje naszego kolegę z zagranicy, ale ja będę miała u niego dług, bo on żadnych śladów pobicia nie widzi. Jeszcze tego mi, kurwa, brakowało!
  Dopiero co przecież rozprowadziłam towar. I nawet dużo udało mi się na tym zarobić, Sabaka chyba po raz pierwszy powiedział mi, że jak się sprężę, to potrafię zrobić swoje i do czegoś się przydaję. Nawet to, że Dorota nadal nie przyniosła pieniędzy, choć ponownie to obiecywała, nie wpłynęło tak bardzo na całą sumę. Tym razem nie dostała ani pół działki. Byłam twarda. Powinnam być z siebie dumna, to taki progres życiowej sytuacji! Światełko w tunelu. Tylko oby to nie był pociąg…
  Cóż, pociąg, to takie niewdzięczne, dwuznaczne słowo. W sumie to stan, którego cholernie mi brakuje. Dawno nie czułam się prawdziwie pożądana przez mężczyznę, który widziałby we mnie więcej, niż ciepłą lalę, w której mógłby się spuścić. Od miesięcy nikt nie dostarczył mi orgazmu. A samej też trudno się zadowolić, kiedy tkwi się po uszy w gównie, a wszystkie seksualne tricki zna się na pamięć i wydają się być oklepane, nudne, schematyczne… to naprawdę smutne, być młodą dziewczyną, de facto wcale nie brzydką, a tak sfrustrowaną. Być może myśli o Arturze byłyby w stanie mnie nieco rozpalić? Ta koszula, którą na sobie wtedy miał, świetnie opinała się na jego muskularnym torsie… tak, to jest facet, który mógłby nawet być niezbyt dobry w łóżku, a jednak sprawić, że poczułabym się dobrze przez te parę chwil uniesienia. Ale on musi być dobry w te klocki, tacy jak oni zawsze są co najmniej nieźli. A zawsze można takiemu pomóc, zwłaszcza wtedy, kiedy ma się doświadczenie!…
  No masz, o wilku mowa. Właśnie wszedł do baru, rozejrzał się i… zatrzymał wzrok na mnie. Podszedł do baru, gdzie stoję. Oparł się o ladę i uśmiechnął tak, jak potrafią tylko ci macho z amerykańskich filmów. Wow, czy to nie są te pieprzone motylki w brzuchu, o których pierdolą dziewczynki za stare, aby nazwać je dziećmi i za młode, aby mówić o nich “nastolatki“?
- Cześć - zagadnął. Teraz, na trzeźwo, miał niesamowicie zmysłowy, aksamitny głos. Z trudem wydobyłam z siebie słowa.
- Witaj, co podać?
- Sex on the Beach, proszę.
  Sięgnęłam już do lodówki do soki, kiedy usłyszałam, że Artur mówi dalej.
- Chciałbym cię przeprosić za tę akcję… ostatnio. Miałem zły dzień.
  Wynurzyłam się zza baru.
- Nic się nie stało. Tak to już jest, że barman pełni rolę darmowego psychologa.
- Ale ja wiem, że tak być nie powinno.
- Cóż, takie życie.
  Pospiesznie zrobiłam drinka i podałam go mężczyźnie, który położył mi na blacie 20 złotych. Już miałam mu wydawać resztę, kiedy powiedział, że nie trzeba.
- Wydajesz się być smutna - powiedział chłopak i zaczął sączyć drinka. To dziwne, choć to była prawda, nikt inny o tym nie mówił, więc musiałam to nieźle maskować. A tu nagle proszę - obcy koleś zwraca na to uwagę!
- Trudne dni, zdarza się.
- Czy mógłbym zrobić coś, aby cię uszczęśliwić?
  Dawno serce nie biło mi z taką prędkością. To niesamowite.
- Możliwe - mruknęłam i przyjrzałam się Arturowi, a on ponownie się uśmiechnął. Wolałabym, żeby tego jednak nie robił!
- Czy zaproszenie na kolację w moim towarzystwie byłoby czymś takim?
- Ja… wiesz, jestem trochę zajęta i… - uderzyła we mnie taka fala gorąca, jakiej nie czułam od lat i zaczęłam się plątać.
- Rozumiem, że nie jesteś zainteresowana.
- Nie, to nie tak, absolutnie! Po prostu… ciężko będzie nam znaleźć termin.
  Artur wziął serwetkę leżącą na barze, wyciągnął z kieszeni długopis i pospiesznie napisał parę cyfr, po czym podał mi świstek.
- Zadzwoń, jak będziesz miała ochotę się spotkać.
  Dopił drinka jednym haustem, odstawił kieliszek na ladę i bez słowa wyszedł.
  Wow. To się nie może dziać naprawdę.

3 września 2012

002 - Artur

    Dawno nie byłem w barze. Szczerze powiedziawszy, nie przepadam za tego typu przybytkami. Edward z resztą też ich nie lubił. Może właśnie dlatego tu przyszedłem, miałem pewność, że go tu nie spotkam. Zazwyczaj chodziłem do Hubertusa, gdzie poznałem mojego chłopaka. Wróć, mojego ex. Tamtego dnia też miałem ochotę się upić, ale wtedy z zupełnie innego powodu. Ale spotkałem Edwarda. Jakoś wyszło, że zaczęliśmy ze sobą rozmawiać. Szło nam dobrze. Pamiętam, że pomyślałem, iż to niezwykle przystojny chłopak. Wyglądał na około dwadzieścia lat i pracował jako informatyk w jednej z firm. Po kilku głębszych zaprosił mnie do domu. Potem spotykaliśmy się już regularnie. Kiedy ostatnio poszedłem się schlać, pomógł mi Edward, teraz znalazłem się w innym barze, wolnym od wspomnień, w tym samym celu, ale nie liczyłem już na pomoc mojego ex. Głównie dlatego, że stał się nie chłopakiem, a byłym. I to bynajmniej nie z mojej woli.
    Teraz przynajmniej nic mnie nie trzyma w tym kraju i mogę z czystym sumieniem ruszyć na podbój świata. Znaczy się do Ameryki. Zaproponowano mi tam kontrakt z jedną z lepszych agencji w Nowym Jorku. Tak, pracowałem w modelingu, co wiele osób uznawało za dziwne. Dopóki ludzie widzą mnie na okładkach, jest w porządku. Jestem przystojnym kolesiem, z którym każda dziewczyna chciałaby się przespać, a przynajmniej takie docierają mnie słuchy, kiedy pojawi się moje zdjęcie w którymś z bardziej poczytnych magazynów. Ale kiedy dochodzi do spotkania, staję się pedałem i transwestytą. W połowie mają rację, ale słowo “pedał” to nie do końca moje ulubione określenie orientacji seksualnej. Chociaż moi rodzice, zwłaszcza ojciec, nie krępują się nazywać homoseksualistów “pieprzonymi pedziami”, “ciotami” i “cwelami”. To znaczy, nie mówią tego o mnie, ale o mężczyznach z parady równości. Nie wiem, po co oglądali relację z manifestacji, skoro tak ich to  bulwersowało. Poza tym, mogliby chociaż udawać, że szanują mnie jako człowieka, nawet nie jako ich syna, ale chociaż dorosłego obywatela naszego mentalnie zacofanego kraju. Nie, oni uważają, że wiedzą lepiej, co jest dla mnie dobre, co powinienem robić i jak się zachowywać. Fakt, że osiemnasty rok życia już dawno za mną, nic nie zmienił w ich poglądach. Nie chodzi o to, że mnie nie kochają. Oni mnie nie akceptują. Ich miłość jest specyficzna, ale nie mogę narzekać na jej brak. Tylko, że boli mnie, kiedy za wszelką cenę starają się udawać, że jestem “normalny”. Nigdy nie zapytali mnie, jak mi się żyje z Edwardem, nie chcieli słuchać o moich znajomych, ani o problemach. A przecież Ed, jak lubiłem nazywać mojego byłego, miał naprawdę świetny kontakt z rodzicami. Jego ojciec nawet żartował z jego “inności”. Ba! Edward przedstawił mnie swojemu tacie i mamie. Moi nie chcieli nawet słyszeć o takiej możliwości. Czyli bycie homoseksualistą nie przekreśla dobrych relacji z rodziną. Ale ja już dawno przestałem się łudzić, że moi rodzice mnie zaakceptują. Paradoksalnie to na ich akceptacji zależało mi najbardziej. Reszta świata mogła mnie pocałować w dupę.
    Grunt, że Sophie kochała mnie takiego, jakim jestem. W obecnym momencie to jej obecność dodawała mi sił. Zwłaszcza, że była w ciąży. W prawdzie nie powinienem się cieszyć, ale to da mi jakąś motywację do wstawania z łóżka, kiedy po domu będzie mi biegało pięć szczających gdzie popadnie fretek. W końcu się wstanie i to posprząta, więc… tak, Sophie będzie moim motorem napędowym przez następne kilka miesięcy, przynajmniej dopóki nie uda mi się sprzedać młodych.
- Co podać? - po drugiej stronie baru stała ładna dziewczyna i patrzyła na mnie wyczekująco. Uśmiechnąłem się najładniej, jak potrafiłem. Barmanka była naprawdę nieprzeciętną kobietą. Miała na sobie białą bluzkę i zapewne krótką spódniczkę, jak każda pracująca tu dziewczyna. Wyróżniał ją rudy kolor włosów. Były zupełnie proste i naprawdę gęste, a przy tym dość długie. W półmroku, który panował w barze, nie widziałem jej oczu, ale zapewne były zielone. Chciałem, żeby były właśnie takiego koloru.
- Może Mojito - mruknąłem i odwróciłem wzrok. Rzadko zdarzało mi się, żeby jakaś kobieta wywarła na mnie aż takie wrażenie. Barmanka jednak po zrobieniu drinka odeszła od baru, a ja zacząłem dzielnie spełniać mój cel na dzisiejszy dzień, zalewając się w trupa.