17 lipca 2014

005 - Dora


                Co ja najlepszego zrobiłam? Mało mi problemów, tak bardzo pragnę kolejnych?
                Trzymałam w ręku telefon, na którego ekranie wyświetlało się parę słów od właściciela numeru, który dopiero co zapisałam. Artur pytał, dokąd ma przyjechać!... Wyglądało na to, że szykowała mi się pierwsza od wieków randka. Od wieków? Chyba od poczęcia…
                Banalnym byłoby, gdybym stwierdziła, że nie wiedziałam, w co się ubrać - jak każda kobieta znam to uczucie aż zbyt dobrze, nawet wybranie podomki sprawiało mi problemy. Wyrzuciłam całą zawartość szafy na łóżko, kiedy nagle zdałam sobie sprawę, że czekała mnie niepełna zmiana w barze, która zaczynała się za niecałe pół godziny. Wybiegłam z domu, zgarniając kosmetyki, aby oporządzić się już w robocie.
                Autobus snuł się ulicami miasta, jakby chcąc, żebym uporządkowała w głowie myśli i wspomnienia ostatnich dni.
                Adiel dowiedziała się, że znajomi znajomych mają znajomych, czy jakoś tak, którzy szukają współlokatora w Anglii, tuż pod miastem, do którego ma jechać na studia. Już jej kupiłam bilet lotniczy, leci za dwa tygodnie, aby poznać okolice i trochę odpocząć. Oby to był wstęp do pięknego rozdziału w jej życiu, z daleka od wszystkich dotychczasowych zmartwień.
                Na całe szczęście Mongoł gdzieś zniknął. Dostał pewnie gdzieś fuchę i nareszcie zajął czym innym niż chlanie i wyrywanie lasek. Dziwię się, że jeszcze go nie odesłali do niego… i Szef zerka na mnie nieco łaskawiej, pewnie właśnie ze względu na to, że nie pojawia się ten wschodni dzikus.
                No i Artur. Ten niezwykły, intrygujący mężczyzna -może nie spędzający sen z powiek, bo kładłam się zbyt zmęczona, aby pozwalać czemukolwiek zaprzątać moje myśli w łóżku... ale miał w sobie coś, czego dawno u nikogo nie dostrzegłam. Nawet nie zdałam sobie sprawy, że przygryzłam wargę - odkryłam to dopiero wtedy, gdy mnie zabolała. Ocknęłam się we właściwym momencie, aby wysiąść. Do baru wbiegłam spóźniona.
                Zmiana minęła szybko i bezboleśnie - o takiej porze mało kto miał pomysł iść do baru. Mając Adiel już niemal zupełnie bezpieczną, Mongoła w miarę daleko od siebie i spokój z dostawami od Sabaki, zaczęłam myśleć, że może to wszystko wskoczy na dobre tory. Wróć: na lepsze. Przecież dla mnie nie istnieje pojęcie "dobre" lub "normalne".
                Miałam jakieś pół godziny do końca roboty, przecierałam leniwie szklanki po raz chyba piąty, kiedy zaczęłam sobie wyobrażać siebie z Arturem jako parę. Nie byłam w związku od… czy ja kiedykolwiek byłam w czymś, co choćby przypominało prawdziwy związek? Zamyśliłam się i szklanka wysunęła mi się z rąk, rozbryzgując się na podłodze na miliard kawałeczków. Zaklęłam pod nosem i poszłam po miotłę, zdając sobie sprawę, że nie, nigdy nie miałam kogoś, kogo mogłabym nazwać "chłopakiem". Wizja szczęśliwej relacji z kimkolwiek była dla mnie tak samo prawdopodobna jak lądowanie kosmitów. Nie, ufoludki miały większe szanse na zaistnienie w moim życiu.
                Wróciłam do domu, zapomniawszy o bałaganie, który zostawiłam. Nie był to widok, który by mnie cieszył, w międzyczasie mógł pojawić się ktoś, kto wybrałby mi odpowiedni zestaw ubrań, a resztę ułożyłby starannie w szafie… krasnoludki mogłyby nawet godnie zastąpić Marsjan.
                Wzięłam prysznic i umyłam głowę. Przerzucanie ciuchów zajęło mi co najmniej pół godziny. Ostatecznie, zdesperowana, zdecydowałam się na małą czarną, kabaretki i czarne szpilki. Zawinęłam nieco włosy, aby opadały lekką kaskadą na plecy i zrobiłam subtelny makijaż, podkreślając jedynie oczy. Wylałam na siebie moje ulubione perfumy i miałam właśnie włączać telewizor, kiedy zadzwonił Artur, że na mnie czeka. Serce zabiło mi szybciej.
                Stał pod bramą, mając na sobie białą koszulę i ciemne dżinsy. Niby klasyczny zestaw z serii "luźna elegancja", ale… wyglądał bosko. Nie wiem, jakim cudem. Przywitał się, wręczył mi malutką różę i podał rękę, abym pewnie zeszła po schodkach prowadzących na chodnik. Zaprowadził mnie do niskiego, czarnego sportowego auta - gdybym nie była ignorantką, z pewnością wiedziałabym choćby jaka to marka. Artur otworzył i przytrzymał mi drzwi. Wow. Z każdą chwilą byłam pod większym wrażeniem.
                Miło rozmawiało nam się w czasie drogi. Niewiele mówiliśmy o sobie, ja nie chciałam poruszać tematu pracy, przynajmniej tej poza barem, a Artur sam omijał te tereny. Nie przeszkadzało mi to.
                Dobrym motywem rozmów był alkohol. Mój towarzysz zdawał się znać setki trunków. Ja większość kojarzyłam dzięki pracy w barze. Może nieszczególnie wdzięczny to temat, zwłaszcza na samym początku znajomości, ale przynajmniej dość neutralny.
                Dojechaliśmy do szykownej restauracji, której nazwa nic mi nie mówiła - jakim cudem by miała, skoro luksusem dla mnie było zjedzenie czegoś w sieciówce niebędącej fast-foodem? Kelner przydzielił nam zarezerwowany wcześniej stolik stojący na uboczu. Wszechobecne świece i cicha, nastrojowa muzyka upewniły mnie w przekonaniu, że dobrze zrobiłam, decydując się na dość elegancki strój. Niemal zakrztusiłam się własną śliną, kiedy kelner podał mi kartę i zobaczyłam ceny. Rzuciłam spojrzenie Arturowi, ale on niewzruszenie wertował menu. Okej, tak miało być…
                Kolacja toczyła się spokojnie, złapaliśmy naprawdę sympatyczny kontakt. Do posiłku osuszyliśmy całą butelkę wina, przez co zrobiło mi się gorąco i poczułam lekki szum w głowie. W całym tym uroczym zamieszaniu zapytałam w końcu Artura, czym się zajmuje, ale tylko uśmiechnął się szeroko, puścił mi oko i powiedział, że to słodka tajemnica. Mruknęłam, że lubię tajemnice, ale jestem niezła w ich odkrywaniu, co mężczyzna skwitował uniesieniem brwi i łykiem wina, po czym dodał, że z chęcią zobaczy mnie w akcji. Może gdybym nie była wcięta, dostrzegłabym podtekst tego zdania…
                Artur nawet nie pozwolił mi zobaczyć rachunku. Zapłacił za wszystko i wstał, aby odsunąć mi krzesło. Tacy mężczyźni naprawdę ciągle istnieli! Nie wiem, jakim cudem pozwoliłam mu po tym winie siąść za kółkiem, ale bezpiecznie odwiózł mnie do domu.
                - Dziękuję za miły wieczór - powiedziałam, kiedy mężczyzna gładko zatrzymał się przed moją bramą.
                - To ja dziękuję za towarzystwo -odrzekł - Nawet nie wiesz, jak bardzo było mi ono potrzebne.
                - Och, w sumie nie pytałam cię, co się stało, kiedy przyszedłeś w nie najlepszym stanie do baru…
                - Nie warto wspominać - machnął ręką - Było, minęło.
                - Jesteś pewny? Może jednak miałbyś ochotę coś z siebie wyrzucić u mnie na górze przy drinku?

6 lipca 2014

004 - Artur

Zalewanie się w trupa oczywiście mi nie wyszło. Nie skończyłem nieprzytomny w przytulnym kącie izby wytrzeźwień. Co więcej, dotarłem bez problemu do domu, choć może przewróciłem się raz czy dwa na schodach. Tak, niestety byłem pijany na tyle mocno, by zacząć się zwierzać ze swych problemów obcym, ale nie na tyle, by być całkowicie niezrozumianym. Głowa bolała mnie wystarczająco mocno, zanim zdałem sobie z tego sprawę. Postawiłem sobie silne postanowienie przeproszenia barmanki, zwłaszcza, że była ładna. Właśnie. Dlaczego obchodziło mnie, że jest ładna? Do cholery, przecież chłopcy kręcili mnie już od czasów podstawówki. W liceum Agnieszka, w której kochało się pół szkoły, właśnie ze mną chciała pójść na studniówkę i chociaż spędziliśmy miłą noc, a dziewczyna okazała się niezwykle miła i inteligentna, nie wzbudziła we mnie nic poza czysto koleżeńską sympatią. W przeciwieństwie do jej chłopaka, którego poznałem w trakcie matur. Chwila, na czym to ja... Ach, zdecydowałem się pójść przeprosić barmankę. Chciałem to zrobić jak najszybciej, jednak moja głowa przytuliła się do poduszki, dając mi do zrozumienia, że o jakiejkolwiek wyprawie dalszej niż do kuchni i z powrotem mogę zapomnieć. Wybrałem się więc w podróż po szklankę wody. Poprzedniego dnia wypiłem zdecydowanie za dużo różnych alkoholi. Wypróbowałem pół drinków, jakie mieli w karcie, czystą, piwo i wino. Wino było paskudne, do teraz mam mdłości na samo wspomnienie jego smaku. Wypiłem duszkiem całą szklankę przezroczystego, cudownego płynu, wziąłem aspirynę i po chwili wypiłem jeszcze trzy razy tyle. Z przyjemnością położyłem się w łóżku, planując się przespać. Zanim jednak zamknąłem oczy, opróżniłem butelkę Staropolanki. Okazało się to błędem. Ledwo poczułem, że zasypiam, a obudziła mnie potrzeba wydalenia całej wody, którą wypiłem. Niemalże pobiegłem do łazienki i wysikałem się z głośnym westchnieniem ulgi. Potem wreszcie zasnąłem.
Zbudził mnie telefon. Dzwoniła moja mama, chciała się ze mną spotkać. Wolałbym nie słyszeć jej nieukrywanej radości, kiedy usłyszała, że Ed mnie zostawił. Super, mamo, dziękuję za wsparcie. Czułem się jednak lepiej. Aspiryna chyba zadziałała. Na wszelki wypadek łyknąłem jeszcze dwie tabletki, zanim wszedłem pod prysznic. Ciepła woda zmyła ze mnie kaca. Choć wciąż nie czułem się świetnie, powróciłem do żywych, a to wystarczyło mi, żeby zrobić to, co sobie zaplanowałem. Ubrałem się w dres i pobiegłem na pobliską siłownię, gdzie wypociłem resztki złego samopoczucia. Nie powiem, żeby było to łatwe, ale kiedy wziąłem prysznic, żeby spłukać pot, poczułem się znacznie świeższy. Kiedy znów zjawiłem się w domu, przebrałem się w jakieś ciuchy. Nie miałem problemu z wyborem, mam to szczęście, że wszystko dobrze na mnie leży i nie muszę się wstydzić, w końcu nie kupuję byle czego. Ubrany i uzdrowiony poszedłem do agencji, która załatwiała mi kontrakty. Po drodze jednak wstąpiłem do baru. Zobaczyłem dziewczynę, z którą rozmawiałem poprzedniego dnia. Nie wiem, co mnie skusiło, żeby zamówić drinka. Na szczęście nie był zbyt mocny i smakował bardziej sokiem niż alkoholem. Nie mam także pojęcia, dlaczego zostawiłem jej swój numer. Czyżbym miał pójść na pierwszą randkę z dziewczyną, odkąd przyznałem się sam sobie, że jestem gejem? Miało to miejsce pod koniec liceum i od tamtej pory unikałem jakichkolwiek relacji z płcią przeciwną, które mogłyby doprowadzić do spotkań już nie przyjacielskich. Wiem, że jestem przystojny i podobam się kobietom, a sytuacje, kiedy musiałem im mówić, że mi się nigdy nie spodobają, były dość krępujące. A tu proszę, zostawiam dziewczynie swój numer, chociaż widzę, jak na mnie patrzy. Co innego, że po raz pierwszy w życiu takie spojrzenie u kobiety sprawiło mi przyjemność.
Tak bijąc się z myślami, dotarłem do agencji. W środku spotkałem moją agentkę, Honoratę, starszą kobietę, która na modelingu męskim zjadła zęby.
- I co, zastanowiłeś się? - Zapytała zamiast przywitania.
- Tak - uśmiechnąłem się i cmoknąłem ją w policzek. Jestem jedyną osobą na świecie, której na to pozwala. Honorata nie należy do osób zbyt wylewnych i raczej rzadko okazuje jakąkolwiek empatię. Mimo to lubię jej zwierzać się ze swoich problemów i słuchać rzeczowej opinii kogoś, kto nie patrzy na pewne kwestie przez pryzmat emocji.
- Mam nadzieję, że ta cipa Edward nie robił ci problemów i jedziesz.
Zapomniałem, moja agentka nie znosi Edwarda, po prostu go nie trawi. Nie dlatego, że jest gejem, bynajmniej, ona nie cierpi go jako człowieka.
- Nie jesteśmy już razem, więc nie miał nic do powiedzenia, jadę.
Zostałem obdarzony taksującym spojrzeniem.
- I dobrze, była z niego obłudna świnia.
- Dzięki, zawsze mogę liczyć na słowo otuchy - odparłem z uśmiechem na ustach.
- Zadzwonię do Stanów i powiem ci, kiedy masz tam być - zignorowała moją zaczepkę. - Fotograf, który cię chciał, się pochorował, masz więc jakieś trzy miesiące zanim wyjedziesz. Załatwię ci wizę, niczym nie musisz się przejmować, tylko pamiętaj, żeby się spakować.
- Jesteś cudowna, nie musisz się tym martwić - rzuciłem na odchodne i jeszcze raz cmoknąłem ją w policzek. Tym razem wyburczała coś o "chłopcach, którzy powinni dorosnąć", ale nawet nie udawałem, że mnie to interesowało. Wyszedłem z agencji zjeść obiad na mieście. Właśnie zastanawiałem się, gdzie mam pójść, gdy dostałem sms'a. To była barmanka, Dora. "Mam jednak wolne dzisiaj wieczorem. Kolacja dalej aktualna?" "Napisz, gdzie po Ciebie przyjechać" - odpisałem.